bałkany, Kraje

Macedonia – rendez vous z sercem Bałkanów

Nasz sielankowy nastrój, w który wprawił nas pobyt w uroczym mieście Berat, zostaje zepsuty przez dziwny i donośny dźwięk dobiegający z wydechu Hondy. Moja tradycyjna metoda naprawy „podgłosnij radio” niestety nie pomaga, a buczenie Civica straszy okoliczne ptactwo i niepokoi krowy. No cóż, w każdej podróży coś musi pójść nie tak.

A propos nie tak… Docieramy do granicy albańsko-macedońskiej, gdzie poważny pan graniczny każe zjechać nam do jakiegoś hangaru na trzepanko. Niekorzystnie. Na miejscu spotykamy drugiego, bardziej sympatycznego pana, który zagaduje nas tradycyjnym: „Polska?! Lewandowski!”. Jak się jednak szybko okazuje, jego sympatia jest bardziej skierowana w stronę pieniędzy niż w naszą stronę. Informuje nas, iż albo „money money”, albo będzie bardzo dokładnie i bardzo długo sprawdzać każdy zakamarek naszego samochodu. Uzgadniamy z Dawidem, że damy mu jakieś fuckmoney, ale chciwy pan wyłudza od Dawida znacznie więcej. Jestem zła, ale jedziemy. Honda buczy, ja buczę, generalnie jedno wielkie „buu”. Panu granicznemu życzę z całego serca, aby dostał sraczki i zabrakło mu papieru toaletowego. Mało tego! Żeby wdepnął bosą nogę w klocki Lego. O!

Ochryd – macedońskie miasto – pocztówka

Docieramy do Ochrydu w paskudnych nastrojach. Jednakże im dłużej szwendamy się po mieście i zagłębiamy w jego zakamarki, tym humory mamy lepsze. Brukowane uliczki, piękne widoczki rodem z okładki Rainbow Tours, mury obronne, kościoły i kościółki, restauracyjki oraz kawiarenki na każdym rogu stanowią skuteczny lek antydepresyjny.

Zachodzimy na okoliczne targowisko, na które warto zajrzeć z dwóch powodów:
1. Aby zanurzyć się w miejscu mało/mniej turystycznym i wypełnionym autochtonami
2. Aby uzupełnić zapasy jedzenia, dobrego jedzenia, bo wszystko jest tutaj BIO, EKO oraz Hand-made i to nie tylko z nazwy.
Na targu spotykamy panią, która tak mnie zagarnia opowieściami o zięciu z Polski, pyszną rakiją i całym swoim jestestwem, że kupuję rzeczy, które w ogóle nie są mi potrzebne. To się nazywa marketing – zmiękczyć rakiją, wzmocnić efekt degustacją produktu i odwołać się do patriotyzmu. Szach mat!
Innymi słowy nie miałam szans.

Macedonia Ochryd
Macedonia Ochryd

Szuwary, szuwary …

Wyruszamy w dalszą podróż przy akompaniamencie coraz to głośniejszych utyskiwań Hondy. Stan naszego auta mocno stresuje Dawida, a mnie stresuje zestresowany Dawid. Zmierzamy w kierunku wioseczek, które w Internetach opisywane były jako „piękne, unikatowe, warte nadrobienia kilometrów”. Na miejscu zastajemy podupadłe, pozabijane dechami budyneczki, a ulicami przetaczają się burzany. Żałość, nędza i ból zęba. Kto by przypuszczał, że Internety kłamią? Z jedzenia w dobrej restauracji nici, podobnie jak z noclegu w mega-klimatycznym monastyrze (zamknięte z powodu tego, że nieczynne), więc jedziemy nad jezioro Prespa poszukać jakiejś alternatywnej miejscówki na noc.

Ostatecznie, po trudach i znojach, i zawiadomieniu buczeniem naszego samochodu wszystkich okolicznych mieszkańców o tym, że kręcą się tutaj jacyś obcy, znajdujemy nocleg na dziko tuż nad jeziorem. I niby wszystko fajnie, wszystko cacy, ale mnóstwo tu dzikich zwierząt, dookoła nas jakieś haszcze i mokradła, z których dochodzi głośne „ćwir ćwir”, „gu gu”, „kle kle”, „rebet rebet”, „hu hu” …. (tu skończyło mi się słownictwo dźwiękonaśladowcze, ale też żaden ze mnie Brzechwa). Palimy sziszę i pijemy wino dla kurażu, ale nie za wiele to pomaga. Idziemy więc spać do auta, które wbrew pozorom i wymiarom stanowi całkiem wygodny barłóg. Nocna defekacja (tak, wiem, że zawsze chcieliście to zapytać) odbywa się z papierem toaletowym w jednej dłoni i z białą bronią w drugiej. Jak nigdy ważne jest, by nie pomylić ręki prawej z lewą.

Macedonia Jezioro Prespa

Błogosławiona cisza

Rano okazuje się, iż w promieniach słońca nasza miejscówka prezentuje się całkiem przyjemnie, a ptasie trele wcale nie są takie złowrogie. Odwołuję więc misję ratunkową, na którą już się gotowała moja ciężarna przyjaciółka i rozpoczynamy poszukiwanie mechanika, bo Dawid jest marudny niczym taksówkarz zapytany o ubera. Już na przedmieściach pierwszego większego miasta zagadujemy mechanika, któremu nie musimy tłumaczyć, z czym mamy problem, w końcu głuchy nie jest. W niecałe 10 minut robi mojemu mężowi i Hondzie tak dobrze, że oboje śmigają tego dnia radośnie i (co ważniejsze) cicho.

Po drodze dość spontanicznie postanawiamy wstąpić do ładnego budynku, który nas zaintrygował. Nasz chytry plan, aby dokonać szybkiej eksploracji i ewakuacji, zostaje zniweczony w momencie, gdy dopada nas sympatyczny dziadek i nim się obejrzymy już oprowadza nas po muzeum. Jako, że nasz macedoński jest w nie najlepszej formie, to Pan opowiada z pasją zapewne ciekawe historie, a my potakujemy głową, że niby rozumiemy. Pewnie wyglądamy na przygłupów. Przygłupów biedniejszych o parę euro za wycieczkę po muzeum wuj-wie-czego. Muszę popracować nad asertywnością.

Czymkolwiek jesteś i do czegokolwiek służysz …

Macedonia off the beaten path

Dla wszystkich fanów urban exploration (zwiedzania rozpadających się budynków) mam nie lada gratkę. Takiego ptysia z kremem. Za dawnych, odległych i minionych czasów nad jeziorem Prespa swoją świetność przeżywały dwa hotele. Czasy świetności przerwał skutecznie pożar i teraz możemy bez krępacji poszwendać się po ich truchłach. Jeden z polecanych do eksploracji hotel okazuje się nie istnieć, dlatego (niespodzianka!) decydujemy się na ten drugi. Dla pasjonatów zgliszczy, ruin i odpadającego tynku jest to zdecydowanie must see i must do.

Macedonia  Otesevo Hotel Europa
Otesevo Hotel Europa

Macedonia i jej perełka

Ostatnim punktem wycieczki jest Monastyr św. Nauma, który robi na nas niemałe wrażenie. Wewnątrz świątyni panuje mrok rozpraszany przez blask świec, pozwalający na podziwianie fresków i pięknego ikonostasu. Na zewnątrz przechadzają się dumne pawie (symbol Macedonii i życia wiecznego), a w tle wdzięki swe prezentuje jezioro Ochrydzkie. Po prostu ŁAŁ. I jest jeszcze wisienka na torcie – brodaty mnich, rodem ze średniowiecznych filmów, który sprzedaje w kasie bilety. Idealny obiekt do sportretowania. Czaje się więc za winklem, ale pan kapłan szybko orientuje się co jest grane i … rozpromienia się! Przegania innych turystów spod kasy, niektóre zdezorientowane owieczki wpuszcza nawet za darmo i pozuje mi, abym miała jak najlepsze ujecie. Dostaje od niego obrazek św. Nauma i uśmiech na twarzy do końca dnia.

Obiad postanawiamy zjeść w restauracji Ostrovo, która serwuje pyszne dania i fenomenalne widoki. Polecam serdecznie, Magda-nie-Gessler-lecz-Zawadzka-Pluskota.

Macedonia Monastyr św. Nauma
Mój ulubiony mnich
Macedonia Monastyr św. Nauma

Żegnaj Macedonio! Witaj Albanio!

Wyruszamy w stronę granicy macedońsko-albańskiej i postanawiamy, iż choćby nie wiadomo co się działo, nie damy nikomu żadnej łapówki. Sprawę ułatwia nam fakt, że nikt od nas łapówki nie chce i już po chwili jesteśmy w naszej ukochanej Albanii. Malowniczą trasą dojeżdżamy do farmy Sotira, gdzie czeka nas wyjątkowo chilloutowy wieczór, prysznice (o tak! tak!) i pyszne jedzenie. Motto wieczoru: „Za pieniądze nie kupisz szczęścia, ale możesz kupić wino, a to już wystarczająco blisko”.

Jeżeli spodobał Ci się nasz wpis, miło nam będzie jak puścisz go dalej.
Myślę, iż mogą Cię zainteresować również te wpisy na naszym blogu.
Nasze podróże możesz śledzić na bieżąco na facebooku i na instagramie.
Dzięki, że byłeś z nami tu przez chwilę <3
Do zobaczenia gdzieś w drodze!

author-avatar

O Magdalena

Z wykształcenia dietetyk, z zamiłowania podróżnik. Na swoim koncie ma 33 odwiedzone kraje i apetyt na zdecydowanie więcej. Maniaczka organizowania podróży na koniec świata. Podwładna dwóch rozpieszczonych kotów.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments